chciałbym podzielić się pewną refleksją, którą kiedyś napisałem:
Czy ateizm może boleć?
Dziwne pytanie…
Czy ateizm może boleć?
Nie będzie bolał ideologów ateizmu, tych, którzy szczycą się odrzuceniem Boga, zanegowaniem Jego istnienia, tych, którzy nagle odkryli [a może raczej uwierzyli], że Boga nie ma.
Ci prawdopodobnie doświadczać będą jakiegoś wyzwolenia. Przynajmniej do czasu. Bo chyba rzetelnemu umysłowi wcale nie jest łatwiej nie-wierzyć, niż wierzyć.
Kogo więc może boleć ateizm?
Wydaje się, że są tacy ludzie, którzy z jakichś powodów nie wierzą (np. kiedyś wierzyli, i coś stało się z ich wiarą, lub nigdy nie wierzyli w Boga), ale nie jest im dobrze z tą niewiarą.
Może by i chcieli uwierzyć, ale nie mogą, nie są w stanie przekroczyć bariery wiary.
Jak na to spojrzeć?
Z jednej strony wiara w Boga jest łaską, łaską darmo daną człowiekowi.
Z drugiej – potrzebna jest odpowiedź człowieka. Bez tej odpowiedzi wiara nie może rozkwitać.
Gdzie więc, w konkretnym przypadku, leży problem w zarysowanej wyżej sytuacji?
Thomas Merton (chyba w książce „Zapiski współwinnego widza”) stwierdził, że jeśli ktoś tęskni, kto w jakimś sensie czuje ból swej niewiary, to może już otrzymał dar wiary i nie powinien raczej dłużej czekać na jakiś bardziej konkretny znak…
Jednak czasem chyba niełatwo, od strony subiektywnej, odnaleźć się w tym wszystkim i to chyba najbardziej boli.
Którędy pójść? Jaką decyzję podjąć?
Może i jest jakaś tęsknota za wiarą, a z drugiej strony obawa przed utratą jakiejś formy niezależności?
A jednak „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus” /Ga 5,1/.
Czy ateizm może boleć?
Może, choć nie każdy kto uważa się za ateistę, utożsami się z tymi słowami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz