Porządkując materiały w komputerze znalazłem tekst, który napisałem już jakiś czas temu.
Oto on.
----------------------------------------------------------------
Chrześcijanie, czas wyjść z klatki tolerancji!
Tolerancja – słowo odmieniane przez wszystkie przypadki – robi dziś zawrotną karierę.
Choć czasem zdaje się stawać narzędziem walki dla tych, którzy za bardzo nie chcą tolerować innych.
A my, chrześcijanie wobec oskarżeń o brak tolerancji stajemy jakby trochę bezradni, pokonani lękiem przed oskarżeniem o brak... no właśnie, o brak miłości bliźniego.
A jak się ma jedno do drugiego?
To znaczy jak się ma tolerancja do miłości bliźniego, która jest dla nas chrześcijan drugim z najważniejszych przykazań?
Otóż tolerancja do miłości ma się prawie – odważę się to napisać – nijak.
Dlaczego tak sądzę?
Kto chciałby być tylko tolerowany?
Chcielibyśmy być co najmniej akceptowani, rozumiani, kochani. Ale tolerowani?
Miłość – miłość chrześcijańska – to pragnienie i czynienie dobra dla drugiego człowieka.
To pragnienie także tego dobra najwyższego, czyli życia wiecznego. A to oznacza troskę o człowieka także w wymiarze wieczności, czyli m. in. brak zgody na grzech.
Oczywiście grzech jest pojęciem religijnym i mogą go nie przyjmować ci, którzy nie wierzą w Boga chrześcijan.
I bynajmniej nie chodzi mi tutaj o nawracanie siłą na wiarę w Boga Trójjedynego. Nie, nie o to mi tutaj chodzi.
Chodzi mi o to, że nie możemy zgodzić się w imię tolerancji (rzekomej) na zakneblowanie nam ust!
Nawet jeśli ktoś w imię tolerancji chciałby nakazać nam milczenie w kwestiach, które my uznajemy za grzech (chodzi mi tu szczególnie o grzechy przeciw naturze, choć nie tylko), my w imię miłości bliźniego nie możemy się na to zgodzić, bo to oznaczało by sprzeniewierzenie się jednemu z ważniejszych wymiarów życia chrześcijańskiego, jakim jest misja prorocka każdego ochrzczonego.
Takie widzenie sprawy z pewnością będzie postrzegane jako politycznie niepoprawne, ale to nie powinno mieć dla nas większego znaczenia, choć może to drogo kosztować szczególnie dzisiaj, w czasach panoszącego się coraz bardziej nowego totalitaryzmu.
Ale przecież nie mamy tutaj trwałego miasta /Hbr 13, 14/. I czas odkryć na nowo tę istotna dla nas prawdę wiary, że czas życia doczesnego – to czas przygotowania, a Ten, który nas oczekuje – Bóg, który jest Miłością i Miłosierdziem – chce nas wszystkich mieć w swoim Domu. I ten Bóg nas chrześcijan czyni zwiastunami Jego Dobrej Nowiny, Nowiny szczególnie o przebaczeniu, o pokoju, który z przebaczenia płynie, o nadziei, nadziei głębszej niż najgłębsza otchłań grzechu.
Przeszkodą na drodze tej Dobrej Nowiny może stanąć tylko ludzka wolność, ludzkie NIE.
„Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie. Człowiek może powiedzieć Chrystusowi: nie. Ale – pytanie zasadnicze: czy wolno? I w imię czego 'wolno'? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim, i rodakom, i Narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć 'nie' temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat?! Temu, co stworzyło podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło.”
Jan Paweł II, Homilia podczas Mszy Świętej na krakowskich Błoniach 10 VI 1979.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz